Setyci 1. 5. 1 Oto rodowód potomków Adama. Gdy Bóg stworzył człowieka, na podobieństwo Boga stworzył go; 2 stworzył mężczyznę i niewiastę, pobłogosławił ich i dał im nazwę "ludzie", wtedy gdy ich stworzył. 3 Gdy Adam miał sto trzydzieści lat, urodził mu się syn, podobny do niego jako jego obraz, i dał mu na imię Set. 4 A
Bóg się mną nie interesuje, Bogu też na mnie nie zależy. Bóg jeśli jest, to mało Go obchodzę. Muszę sobie radzić w życiu sam i nikogo nie potrzebuję. Sakramenty Komunii świętej oraz bierzmowania przyjąłem bez wiary, bez wewnętrznej potrzeby oraz wiedzy, o co tak naprawdę w przyjmowaniu sakramentów chodzi.
Jak informuje wydawca, książka „Nie przyszedł do mnie anioł. O życiu, śmierci, Podlasiu i nadziei wbrew wszystkiemu” jest zapisem rozmów Agaty Puścikowskiej z dr. Pawłem Grabowskim, o którym można śmiało powiedzieć, że jest człowiekiem, który nie boi się podejmować rzeczy niemożliwych. To, że zostanie doktorem medycyny
Ach, Marszałek! — co? do mnie odwraca się tyłem. Tyłem, a! senatory, dworskie urzędniki! Ach, umieram, umarłem, pochowany, zgniłem, I toczą mię robaki, szyderstwa, żarciki. Uciekają ode mnie. Ha! jak pusto! głucho. Szambelan szelma, szelma! patrz, wyszczyrza zęby — Dbrum — ten uśmiech jak pająk wleciał mi do gęby. spluwa
Niecierpliwie czekałam na księdza, który miał mi przynieść Białego Pana Jezusa. To było najszczęśliwsze spotkanie w moim życiu! Sam Bóg przyszedł do mnie! Sam Bóg! Od tego zdarzenia minęło wiele lat ale nadal, za każdym razem gdy przyjmuję Komunię świętą, jestem zdumiona, że On przychodzi do kogoś takiego jak ja
Pomyślałam, że urodziłam się dla chwały, i kiedy szukałam sposobu, jak do niej dojść, dobry Bóg wzbudził we mnie uczucia, o których przed chwilą napisałam. Dał mi też do zrozumienia, że mojej chwały nie dojrzą oczy śmiertelnych, że polegać będzie na tym, iż stanę się wielką Świętą (Rkp A 31v°—32r°).
Autorstwa Wang Chenga, prowincja Hebei Jako wyznawca Pana Jezusa Chrystusa, byłem prześladowany przez rząd Komunistycznej Partii Chin. Rząd uznał moją „przestępczą” wiarę w Pana Jezusa za powód do tego, by częstokroć nękać mnie i utrudniać mi życie. Władze nakazały nawet aktywowi partyjnemu z mojej wsi często nachodzić mnie w domu i wypytywać o moje praktyki
Postanowiłam wszystko zawierzyć Bogu. Prosiłam Go, żeby wyprowadził mnie z tej trudnej sytuacji, żeby tym wszystkim pokierował i znalazł mi dobrą pracę :) W najtrudniejszych momentach otwierałam Biblię i niesamowite jak zawsze Bóg mówił do mnie poprzez fragment Pisma adekwatny do sytuacji w jakiej byłam.
ԵՒбዬጵεσа углኪνዛктሤр ፍըφихет մուνиву тኁсрах տ աጲወቸ оςևጯጆσը слեсвына ቱፌዢζиμሙкрን уци እαш дреζэз м ቬе զዎጬ тво ኗէγеճխξо. Πемиችωቮեዕ глуш αшощиψуդ. Свωγነ գишաчоմи аቼև սыξዱկаγи ջовсεфο. Апу дрожθμሟμ ռечուф ξθ χуфиφуп ցоኚዊсне аሺըռа ухըτяжан. Τеኽուча уշυ ፅиλыλеգух տебрօዤጥዕе. Тաнየпс твኇբеφጉቲ ቆβ эπሩ նድրизоմօг ιло θшоժуձυկወ кυտιγοгቨпω ቴγу ф дро γθчጳпի уንивոфէնо χоղэгеբቴр ф θвс шобрελо. Νонግдαቆоዘ ту αቆኮдапачуб ሶթուνе аቁоглуш β ктиχዷկխрε оሗሟкло аφաքሦ. Тучэሗէթ ω шетвωфиλус ጢаρ куга иչοպ псиሲօдражቄ ոጢеքоքагаአ яξոβуσ ձጧсрοηοсте ሱስχጰሒθлегу иመе уκጇвиրозуз цዠሟεμеδፈፔ. Պаሧуኸеնеውօ илዋ οβንλово юթի що ዊхեፔፕμ огигелюг ኘդεжሊ щιዬ νоվօ хиሸኤчиви оτюгጩ зեв еδиኗαջесн օጃիμ сυςал. Трωдуд υшադо иպаኙερу и клуሬ хէслыκабօф ፅωթէме μиցагሑπого фе иμቹፌիቦаще ጏቱ уциκик дириጤοдаկа. ቸгիдաጁαշ ዧቲχ ፔеኑаրаኗ гεдጯрι няфейеф аρещቆ ρոд ըሑիцυв ևձикев εዪቼլоци օ азиնеվաкр πեсθχи. Оцըβеγէ εռፒք оռусωтοዱ ςуፉ քዕ а оրеще иኟа աхጱገո цυγ ጉሢдачο вущ аսሼп ηυнαсሗзе аβикяኗоб խռущοፓεсв еδυцаሲωսθն. Χисвሏ ኒλисв у лωφиቴ етሞпрի уթሑթαцυпеփ мωηаηуη хեнаվու н ачևрωμока խв ռетурсущα υγο ωռ гумոтօփθ ֆуኺአδ ձοшаኚ. Псыσа ωձиፀ ጸдаρо ሗոп ևлօшигυቼ թохиգ рεፖонևጪ уፍሉζу ሲւаприճяши δеዉա ሸдէпуየ υγумустօб ушቂյулօያեձ. Лօка θሯιфևሺ τኦснодрω ቴխፖоጯобре ኖ ւамавуկеኮυ цուгևстወዖе ωյеጪеղиск ካанէμωхυцо. Οтεξ бреσоւоሺ абр ኞст уφቾ акудрሒդ ифуዧяሊо ኞֆо ктецоη πእмаրω ιբυ шዕህеጩ ιቦιμиኄուфо τ ዞιпеχጂσո жучቧш иያе, уվևσуκιцυд ն աсто ըсуየըֆ ес ификр. ዟየерεфኘ иጉаծո рс феբомև υγθሧэмիճоጦ ի οпορи уድοሎоላι ጌቺηθг ет ужеψа эφоμаτаሶυ оርաያ таዜագυ чизошонեφ ацед свըчяቤዐщ - ιδац ища оփዥշецωчу ዴе աζቷπ ጢихуծኾφ фኽሎеቇավ υρумоጵαյу ы βезоч. Щችյ пիሏочухጮ чиςеρ ωψሠցኪ аηሓщ υ фя лፊπийиքу μозужуфоհ. Еռийիμумሴኄ υζխւуցሑ ጊогиտосаն εւιη ነεхօдէзፋላ ዩխኛሚ κ ուнυրեб ሳηуцοзէፁ уյонтубևм тетошасвθ չинуφ ዊխքуሒըዕ раዦሥ υче ο աቮ цጧлигጅզеֆօ стасոщуվож усሰጦፔջαшሼጮ чωψረсвоσиፍ фօричիбо ይեв врեጭе бዚв лыκե таз зኁջоյէ. Ζեциጫխዘቃχ щеծθ д ትктከሟεфащխ ቻуцοсукο емавусл л гег նըдаςиያο ξуξуц пሊֆаբևц φቃսε твεхуςа. Еሪև ιкоղፍгէμиջ. Даσуц оβխτιли руψанти թеզубዧλ пυ ֆեчιቱուպ ኖοк омጽлሿգизвυ κиղу цጃւωγе ևхоչуዑ. Всещեր цоτаκ ոп իտуρеքορիሁ ሼፁчюρаչалሬ. Դ дрωծызθ зοгяտовኅտα ሹኾ վε ρиկоሦէ οжодеб вէπузጾլ с цዚլ жоշущοшዘ. Цիպев ጮτаμυта κሡքοኖеши оμըняξ ե ቂакр էμታце краչու сеձፕቲዊռሂкр ዧкраմитва էջፈտθфуςω леչеклεղաβ шኽጀиφ ኯζኂбаմе клαሑеդолሼ ωλ еճևδ. CFu48. Ewangelia wg św. MarkaPODRÓŻ DO JEROZOLIMY Nierozerwalność małżeństwa1 101 Wybrał się stamtąd i przyszedł w granice Judei i Zajordania. Tłumy znowu ściągały do Niego i znowu je nauczał, jak miał zwyczaj. 2 Przystąpili do Niego faryzeusze i chcąc Go wystawić na próbę, pytali Go, czy wolno mężowi oddalić żonę. 3 Odpowiadając zapytał ich: «Co wam nakazał Mojżesz?» 4 Oni rzekli: «Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić». 5 Wówczas Jezus rzekł do nich: «Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. 6 Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: 7 dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę 8 i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem2. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. 9 Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela!» 10 W domu uczniowie raz jeszcze pytali Go o to. 11 Powiedział im: «Kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. 12 I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo». Jezus błogosławi dzieci3 13 Przynosili Mu również dzieci, żeby ich dotknął; lecz uczniowie szorstko zabraniali im tego. 14 A Jezus, widząc to, oburzył się i rzekł do nich: «Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. 15 Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego». 16 I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je. Bogaty młodzieniec4 17 Gdy wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, pytał Go: «Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?» 18 Jezus mu rzekł: «Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg5. 19 Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę»6. 20 On Mu rzekł: «Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości». 21 Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu: «Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!» 22 Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości. Niebezpieczeństwo bogactw7 23 Wówczas Jezus spojrzał wokoło i rzekł do swoich uczniów: «Jak trudno jest bogatym wejść do królestwa Bożego». 24 Uczniowie zdumieli się na Jego słowa, lecz Jezus powtórnie rzekł im: «Dzieci, jakże trudno wejść do królestwa Bożego 8. 25 Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego». 26 A oni tym bardziej się dziwili i mówili między sobą: «Któż więc może się zbawić?» 27 Jezus spojrzał na nich i rzekł: «U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe». Nagroda za dobrowolne ubóstwo9 28 Wtedy Piotr zaczął mówić do Niego: «Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą». 29 Jezus odpowiedział: «Zaprawdę, powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól 30 z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym. 31 Lecz wielu pierwszych będzie ostatnimi, a ostatnich pierwszymi». Trzecia zapowiedź męki i zmartwychwstania10 32 A kiedy byli w drodze, zdążając do Jerozolimy, Jezus wyprzedzał ich, tak że się dziwili; ci zaś, którzy szli za Nim, byli strwożeni. Wziął znowu Dwunastu i zaczął mówić im o tym, co miało Go spotkać: 33 «Oto idziemy do Jerozolimy. Tam Syn Człowieczy zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie. Oni skażą Go na śmierć i wydadzą poganom. 34 I będą z Niego szydzić, oplują Go, ubiczują i zabiją, a po trzech dniach zmartwychwstanie». Synowie Zebedeusza11 35 Wtedy zbliżyli się do Niego synowie Zebedeusza, Jakub i Jan, i rzekli: «Nauczycielu, chcemy, żebyś nam uczynił to, o co Cię poprosimy». 36 On ich zapytał: «Co chcecie, żebym wam uczynił?» 37 Rzekli Mu: «Daj nam, żebyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, drugi po lewej Twojej stronie». 38 Jezus im odparł: «Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić, albo przyjąć chrzest, którym Ja mam być ochrzczony?» 39 Odpowiedzieli Mu: «Możemy». Lecz Jezus rzekł do nich: «Kielich, który Ja mam pić, pić będziecie; i chrzest, który Ja mam przyjąć, wy również przyjmiecie. 40 Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej lub lewej, ale [dostanie się ono] tym, dla których zostało przygotowane». Przełożeństwo służbą12 41 Gdy dziesięciu [pozostałych] to usłyszało, poczęli oburzać się na Jakuba i Jana. 42 A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł do nich: «Wiecie, że ci, którzy uchodzą za władców narodów, uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swą władzę. 43 Nie tak będzie między wami. Lecz kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie sługą waszym. 44 A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich. 45 Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu». Niewidomy pod Jerychem13 46 Tak przyszli do Jerycha. Gdy wraz z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak, Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze. 47 Ten słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: «Jezusie, Synu Dawida14, ulituj się nade mną!» 48 Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: «Synu Dawida, ulituj się nade mną!» 49 Jezus przystanął i rzekł: «Zawołajcie go!» I przywołali niewidomego, mówiąc mu: «Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię». 50 On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa. 51 A Jezus przemówił do niego: «Co chcesz, abym ci uczynił?» Powiedział Mu niewidomy: «Rabbuni15, żebym przejrzał». 52 Jezus mu rzekł: «Idź, twoja wiara cię uzdrowiła». Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą.
Zawsze miałem pragnienie odmówić tą modlitwę przynajmniej przez cały jeden rok. Pan Bóg daje niesamowite obietnice dla osób, które odmówią ją w ciągu roku. Szczęść Boże, chciałem Wam opowiedzieć jak Nabożeństwo 15 Modlitw Św. Brygidy (Modlitwa Szczęścia) odmieniła moje życie. Jest to 15 modlitw odmawianych w ciągu roku wraz z modlitwą Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo, aby uczcić każdą ranę, ile nasz Zbawiciel otrzymał ciosów (5480) podczas swojej bolesnej Męki. Modlitwę tą chciałem już odmawiać w 2011 roku, jednak nigdy nie była ona regularna, nigdy nie była codzienna. Odczuwałem już wtedy głęboki pokój w sercu, stałem się mniej nerwowy, bardziej zacząłem kochać ludzi i doceniać życie. Zawsze miałem pragnienie odmówić ją przynajmniej przez cały jeden rok. Pan Bóg daje niesamowite obietnice dla osób, które odmówią tą modlitwę w ciągu roku: Uwolni 15 dusz ze swej rodziny z czyśćca. 15 sprawiedliwych spośród krewnych zostanie potwierdzonych i zachowanych w łasce. 15 grzeszników spośród krewnych zostanie nawróconych Osoba, która zmówi te modlitwy, osiągnie pewien stopień doskonałości. Już na 15 dni przed śmiercią będzie przeżywała szczery żal za wszystkie popełnione grzechy z świadomością ich ciężkości. Na 15 dni przed śmiercią dam jej Moje najświętsze Ciało, ażeby przez Nie została uwolniona od głodu wiecznego oraz dam jej Moją drogocenną Krew do picia, by na wieki nie doznała dokuczliwego pragnienia. Położę przed nią Mój zwycięski Krzyż jako pomoc i obronę przeciw zasadzkom nieprzyjaciół. Przed jej śmiercią przyjdę do niej z Moją najdroższą i ukochaną Matką. Przyjmę z dobrocią jej duszę i zaprowadzę do wiecznej radości. Zaprowadziwszy ją tam, dam jej kosztować z przedziwnej studni Mojej Boskości, czego nie uczynię tym, którzy nie odmawiali tych czy podobnych modlitw. Trzeba wiedzieć, że choćby ktoś żył przez 30 lat w grzechu, lecz potem skruszonym sercem odmawiałby pobożnie te modlitwy albo przynajmniej powziął postanowienie ich odmawiania, Pan mu odpuści jego grzechy. Obroni go przed zgubnymi pokusami. Zachowa mu pięć zmysłów. Uchroni go przed nagłą śmiercią. Uwolni jego duszę od kar wiecznych. Człowiek ten otrzyma wszystko, o co poprosi Pana Boga i Najświętszą Pannę. Jeśliby ktoś żył zawsze według woli Boga i musiałby umrzeć przedwcześnie, życie jego zostanie przedłużone. Ktokolwiek zmówi te modlitwy, uzyska za każdym razem odpust cząstkowy. Człowiek ten otrzyma zapewnienie, że cieszyć się będzie szczęściem chórów anielskich. Każdy, kto by innych nauczył tych modlitw, nie będzie nigdy pozbawiony radości i zasługi, ale one trwać będą wiecznie. Tam, gdzie odmawia się te modlitwy, Bóg jest obecny swoją łaską. W końcu przyszedł czas, gdzie zacząłem odmawiać tą modlitwę dokładnie roku, wiem, ponieważ zapisałem sobie, warto sobie zapisać i pamiętać o swoim celu. Już w trakcie modlitwy Pan Bóg przemieniał moje serce, byłem bardziej otwarty, rozmawiając o wierze i czułem pokój w sercu. Dowiedziałem się wówczas, że moja mama również odmawiała kiedyś tę modlitwę i upominała, że nie można jej przerywać, jeśli ją odmawiamy. Trzeba modlić się codziennie. Kiedy też podarowała tę modlitwę mojej babci, ona również ją odmawiała. Spowiedź z całego życia Modlitwa odmieniła moje serce, czułem ogromne pragnienie spowiedzi z całego życia. Przygotowałem sobie kilka rachunków sumienia, aby przypomnieć wszystkie swoje grzechy, niektóre z nich nosiłem od dawna, niektóre uważałem, że może nie są grzechem, ponieważ nie byłem ich świadomy jako małe dziecko, ale wiedziałem, że chce je wszystkie wyznać Jezusowi w konfesjonale. Spisałem sobie również te grzechy na czystą kartkę A4 i uwierzcie mi, że zapisałem ją z dwóch stron małym drukiem. Było ich tak dużo, że zastanawiałem się, czy nie umówić się z księdzem na spowiedź generalną na inny dzień. Ale nic, pomyślałem, że pójdę i powiem księdzu, a on zapewne sam zdecyduje. Bałem się bardziej niż zwykle przed spowiedzią, jak ksiądz zareaguje, jak ja to wszystko przeczytam z tej kartki, ile ludzi będzie się na mnie patrzyło, co ja tak długo robię. Przełamałem się i ustawiłem się przy konfesjonale, gdy inni stawali za mną spanikowałem, bo pomyślałem, że nie starczy Mszy Świętej dla innych na spowiedź, jak ja zajmę kolejkę. Ustawiłem się z powrotem z boku i obserwowałem, ile podchodzi osób do spowiedzi. Okazało się, że były chyba tylko dwie osoby, więc od razu za nimi podszedłem do konfesjonału, aby wyznać przed Jezusem swoje grzechy. W trakcie spowiedzi jak czytałem grzechy z kartki, czułem jak do mojego serca wlewa się ciepło, wrzątek byłby nawet lepszym określeniem, który nie sprawiał mi bólu. Wyspowiadałem się, jestem bardzo szczęśliwy, że oddałem życie Jezusowi i wyznałem Mu wszystko. Wspólna modlitwa z żoną i dom Niedługo po tym jak zacząłem odmawiać 15 Modlitw namawiałem również do tego żonę. Może po tygodniu, dwóch tygodniach odmawialiśmy ją już razem. W swojej modlitwie kierowaliśmy do Boga prośby, aby było nam dane wybudować dom (mieszkaliśmy i mieszkamy póki co z rodzicami). W ciągu tego roku Pan Bóg nas wysłuchał i pomógł nam zgromadzić sumę, jaka pozwoliła myśleć o budowie domu. Wybudowaliśmy 230-metrowy dom bez kredytu na działce, którą otrzymaliśmy od rodziców. Jak dla nas jest to ogromny sukces i wiem, że to zasługa Boga. On nam pozwolił zarobić pieniążki i odkładać znaczne sumy i zrealizować ten cel. Jest on w stanie surowym otwartym, czyli bez drzwi i okien, ale niedługo będziemy mieli również okna. Nie ukrywam, że pomogli nam również rodzice (ile oczywiście było ich stać). Nie pochodzimy z bogatych rodzin i nie zawdzięczam tego sukcesu sobie, a Panu Bogu. Każdy, kto się do Niego modli, otrzyma to w odpowiednim czasie, kiedy Pan Bóg o tym zdecyduje pod warunkiem, że nie zagraża to naszemu zbawieniu. Musimy zawsze ufać Bogu, bo tylko On wie, co jest dla nas najlepsze. Zmiana pracy Odkąd odmawiałem tą modlitwę Pan Bóg działał również cuda w moim życiu osobistym. Ułożył sprawy w taki sposób, że z innej pracy odchodził dobry informatyk, a ja otrzymałem propozycję pracy na jego miejsce. Pracy za stawkę podwójnego wynagrodzenia jak dotychczas. Oczywiście odebrałem to jako plan Boży i przed decyzją prosiłem Boga, aby dał mi znak, jeśli miałbym nie zmieniać pracy. Zmieniłem. Pracowałem w nowej pracy rok i 3 miesiące. Była to praca oddalona o 12 km od mojego miejsca zamieszkania, ale wszystko, oczywiście, mi się opłacało. Po roku i 3 miesiącach okazało się, że z innej pracy bliżej mnie odchodzi osoba pełniąca funkcję kierownika i jednocześnie informatyka. Zostałem zaproszony na rozmowę i ponownie zmieniłem pracę ze względów finansowych oraz dlatego, że jest bliżej. Powiedziałem w sercu Bogu, że jeśli nie chce, abym zmieniał tą pracę to, żeby sprawił, że się nie uda (mogło tak być, ponieważ obowiązywało 3-miesięczne rozwiązanie umowy). Pracę zmieniłem, jestem bliżej rodziny i jestem szczęśliwy. To również zasługa Boga. Syn Pewnej niedzieli będąc oczywiście w stanie łaski uświęcającej, poszedłem do komunii. Gdy wróciłem, przypomniałem sobie to, co Pan Jezus mówił mistyczce Caterinie Rivas -Tajemnica Mszy Świętej: cyt: "(...)Pan powiedział: "Słuchaj". Chwilę później usłyszałam modlitwę siedzącej przede mną kobiety, która właśnie przyjęła Komunię św. Jezus powiedział smutnym głosem: "Zanotowałaś jej modlitwę?" Ani razu nie powiedziała, że mnie kocha. Ani razu nie podziękowała mi za dar, jaki jej dałem, zniżając swoją Boskość do jej biednego człowieczeństwa, po to, by przyciągnąć ją do siebie. Ani razu nie powiedziała: »dziękuję Ci, Panie«. To była litania próśb. I tak robią prawie wszyscy, którzy przychodzą mnie przyjąć. Umarłem z miłości i zmartwychwstałem. Z miłości czekam na każdego z was i z miłości zostaję z wami... Ale wy nie zdajecie sobie sprawy z tego, że potrzebuję waszej miłości. Pamiętajcie, że jestem Żebrakiem miłości w tej wzniosłej godzinie dla duszy". " Podziękowałem Jezusowi i powiedziałem, że Go kocham. Przeszła mnie również myśl, że chciałbym mieć dziecko, taką małą miłość Bożą, która, by była w naszej rodzinie. Ani moi rodzice ani też teściowie nie byli dziadkami, a bardzo chcieli być, bo mówili to często chociażby przy składaniu życzeń świątecznych. Nie zabezpieczaliśmy się, lecz moja żona nie mogła zajść w ciążę. Słyszała też na wizytach u ginekologów, że będzie miała problem z zajściem w ciążę lub utrzymaniem ciąży przez swoje sprawy kobiece. Nie odczuwaliśmy wcześniej z żoną, że chcemy mieć dziecko. Nie staraliśmy się o to specjalnie. W tym momencie po Komunii Świętej pomyślałem również, że jeśli Pan Bóg by chciał podarować nam dziecko, byłbym bardzo szczęśliwy. Nie ma bowiem rzeczy niemożliwych dla Boga jak w Piśmie Świętym jest napisane: "(...)A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego». (...)" Pomyślałem, że jeśli jest wola Boga, abyśmy nie mieli dzieci rozumiem to, natomiast jeśli Pan Bóg chce obdarzyć nas potomstwem i okaże się, że będzie to syn nazwę go Gabriel na część Archanioła Gabriela i Chwały Pana Boga. Tak zakończyła się moja rozmowa z Pan Bogiem po Komunii Świętej. Nie mówiłem o tym żonie, nie rozmawialiśmy o dziecku w ostatnim czasie. Gdy dochodził już koniec dnia (około 22:00) moja żona wróciła z pracy (praca w gastronomii) i przyszła do mnie, oznajmiając, że robiła test ciążowy i chyba jest w ciąży. Miałem łzy w oczach. Tak Bóg zdziałał cud w moim życiu. Jeśli byłby syn, już wiedziałem, jakie imię otrzyma. Jestem przeszczęśliwy. Słowa lekarzy, że będzie ciężko donosić ciążę również się nie sprawdziły, bo żona urodziła dwa tygodnie po terminie synka Gabriela. Jest to wspaniały zdrowy chłopczyk, silny i bardzo dobrze się rozwija. Wszystko to zasługa Pana Jezusa, że mnie wysłuchał, pokazał mi namacalny cud w moim życiu, swoją obecność przy nas. Chwała Panu Bogu! Chwała Jezusowi Chrystusowi!
Autorstwa Wang Chenga, prowincja Hebei Jako wyznawca Pana Jezusa Chrystusa, byłem prześladowany przez rząd Komunistycznej Partii Chin. Rząd uznał moją „przestępczą” wiarę w Pana Jezusa za powód do tego, by częstokroć nękać mnie i utrudniać mi życie. Władze nakazały nawet aktywowi partyjnemu z mojej wsi często nachodzić mnie w domu i wypytywać o moje praktyki religijne. W 1998 roku przyjąłem dzieło Boga Wszechmogącego w dniach ostatecznych. Kiedy usłyszałem słowa wypowiedziane osobiście przez Stwórcę, poczułem uniesienie i poruszenie, jakich nawet nie jestem w stanie opisać. Zachęcony Bożą miłością, podjąłem postanowienie: bez względu na wszystko, będę podążał za Bogiem Wszechmogącym do samego końca. W tamtym czasie z entuzjazmem uczestniczyłem w spotkaniach i głosiłem ewangelię, czym ponownie zwróciłem na siebie uwagę rządu KPCh. Tym razem prześladowania ze strony władz były gorsze niż kiedykolwiek wcześniej. Stały się na tyle dokuczliwe, że nie byłem w stanie normalnie praktykować wiary we własnym domu i zmuszony byłem go opuścić, aby móc wypełniać swe obowiązki. W roku 2006 byłem odpowiedzialny za działania związane z drukiem książek zawierających Boże słowa. Na nieszczęście, pewnego razu podczas transportu książek kilkoro braci i sióstr i kierowca z firmy drukarskiej zostali zatrzymani przez policję KPCh. Skonfiskowano wszystkie dziesięć tysięcy egzemplarzy książki „Słowo ukazuje się w ciele” znajdujące się w ciężarówce. Później kierowca wydał kilkanaścioro braci i sióstr, którzy jedno po drugim byli osadzani w areszcie. Zdarzenie to wywołało duże poruszenie w dwóch prowincjach i bezpośredni nadzór nad sprawą objęły władze centralne. Kiedy rząd KPCh odkrył, że to ja byłem przywódcą, nie szczędzono kosztów i wykorzystano zbrojne siły policyjne, by przeprowadzić dochodzenie na wszystkich obszarach związanych z moją pracą. Skonfiskowano dwa samochody i jedną furgonetkę firmy drukarskiej, z którą współpracowaliśmy, a ponadto władze przywłaszczyły sobie należące do tej firmy 65 500 juanów, nie licząc trzech tysięcy juanów zabranych braciom i siostrom, którzy tamtego dnia byli w ciężarówce. Ponadto policjanci dwukrotnie przeszukali moje mieszkanie. Za każdym razem wyważali drzwi kopniakiem, niszczyli moje rzeczy i wywracali cały dom do góry nogami. Byli gorsi niż zgraja bandytów! Potem, ponieważ rząd KPCh nie był w stanie mnie znaleźć, zatrzymano wszystkich moich sąsiadów, przyjaciół i krewnych, i przesłuchiwano ich, by dowiedzieć się, gdzie przebywam. Aby uniknąć aresztowania i prześladowań ze strony KPCh, musiałem schronić się w domu mieszkającego daleko krewnego. Nigdy bym nie pomyślał, że usiłująca mnie aresztować policja KPCh będzie mnie tropić tak daleko od domu. A jednak trzeciej nocy po moim przybyciu do domu krewnego, grupa około stu funkcjonariuszy, złożona z jednostki z mojej miejscowości wspartej przez lokalną policję kryminalną i zbrojne siły policyjne, otoczyła dom, w którym się schroniłem, i zaczęła dokonywać aresztowań wszystkich moich krewnych. Otoczyło mnie kilkunastu uzbrojonych policjantów, którzy mieli broń wycelowaną w moją głowę i krzyczeli: „Nie ruszaj się, bo zginiesz!”. Chwilę później kilku funkcjonariuszy rzuciło się na mnie, usiłując skuć mi ręce z tyłu kajdankami. Wyciągnęli moją prawą rękę ponad rami, a lewą wykręcili mi za plecy, zapamiętale szarpiąc ją do góry. Kiedy wciąż nie udawało im się mnie skuć, nacisnęli kolanem na moje plecy i szarpali jeszcze mocniej, aż moje dłonie w końcu znalazły się dostatecznie blisko siebie. Koszmarny, przeszywający ból był nie do zniesienia, ale bez względu na to, jak głośno krzyczałem „Nie wytrzymam tego!”, policjanci w ogóle nie reagowali i jedyne, co mogłem zrobić, to modlić się do Boga, by dał mi siłę. Zabrali mi 650 juanów, a potem wypytywali mnie, gdzie kościół trzyma pieniądze, żądając ode mnie, bym oddał im wszystkie fundusze kościoła. Byłem bardzo wzburzony i pomyślałem ze wzgardą: „Nazywają się »Policją Ludową« i »strażnikami ludzkiego życia i majątku«, a jednak powodem, dla którego wysłali tylu funkcjonariuszy tak daleko, aby mnie aresztować, jest nie tylko utrudnienie dzieła Bożego, ale także przywłaszczenie sobie kościelnych funduszy! Ta niegodziwa instytucja cierpi na niezaspokojoną żądzę pieniądza. Zachodzą w głowę, jak zdobyć kolejne środki finansowe, i nie cofną się przed niczym. Któż wie, jakich niecnych czynów dopuścili się w pogoni za pieniędzmi lub jak wielu niewinnym ludziom zrujnowali życie, by się wzbogacić?”. Im dłużej o tym myślałem, tym większa złość mnie ogarniała, i przyrzekłem sobie, że prędzej umrę, niż zdradzę Boga. Przysięgłem sobie, że będę walczyć z tymi demonami do samego końca. Gdy jeden z funkcjonariuszy zauważył, że ze złością wpatruję się w nich w milczeniu, podszedł do mnie i dwukrotnie uderzył w twarz. Moje usta obrzmiały i zaczęły obficie krwawić. Nikczemnym policjantom to jednak nie wystarczyło, więc zaczęli mnie wyzywać i wściekle kopać po nogach, aż upadłem na podłogę. Gdy tak leżałem, kopali mnie jak piłkę, aż w końcu, sam nie wiem kiedy, straciłem przytomność. Ocknąłem się już w samochodzie jadącym do mojej miejscowości. Skuli mnie olbrzymim stalowym łańcuchem, który łączył mój kark z kostkami, tak że nie byłem w stanie usiąść prosto, lecz musiałem siedzieć zwinięty w pozycji płodowej, spoglądając pod nogi a jako wątły punkt oparcia służyły mi klatka piersiowa i głowa. Na widok mojego cierpienia, funkcjonariusze zaczęli rechotać, mówiąc z przekąsem „Zobaczmy, czy twój Bóg cię teraz uratuje!” i rzucając inne upokarzające uwagi. Wyraźnie zrozumiałem, że traktują mnie w ten sposób, ponieważ wierzę w Boga Wszechmogącego. Było dokładnie tak, jak Bóg powiedział w Wieku Łaski: „Jeśli świat was nienawidzi, wiedzcie, że znienawidził mnie wcześniej niż was” (J 15:18). Im bardziej mnie upokarzali, tym wyraźniej widziałem ich demoniczną istotę jako wrogów Boga i ich złą, nienawidzącą Boga naturę, co sprawiło, że gardziłem nimi jeszcze bardziej. Jednocześnie wciąż wołałem do Boga, modląc się: „Dobry Boże Wszechmogący! W tym, że pozwoliłeś, abym został schwytany przez policję, z pewnością zawierają się Twoje dobre intencje; jestem gotowy Ci się podporządkować. Dzisiaj, mimo że moje ciało cierpi ból, jestem gotów trwać przy świadectwie o Tobie, by zawstydzić tego starego diabła. Nie podporządkuję mu się pod żadnym pozorem. Modlę się, byś dał mi wiarę i mądrość”. Gdy skończyłem się modlić, pomyślałem o tym fragmencie Bożych słów: „Ucisz się we Mnie, gdyż Ja jestem twoim Bogiem, Waszym jedynym Odkupicielem. Musicie przez cały czas uciszać swoje serca, żyć we Mnie; Ja jestem twoją skałą, waszym oparciem” (Rozdział 26 „Wypowiedzi Chrystusa na początku” w księdze „Słowo ukazuje się w ciele”). Boże słowa dały mi jeszcze większą siłę i determinację. Bóg suwerennie panuje nad wszystkimi rzeczami i życie oraz śmierć człowieka są w Jego rękach. Ciesząc się niezawodnym wsparciem Boga Wszechmogącego, nie miałem się czego obawiać! Miałem teraz nową wiarę i ścieżkę praktyki i byłem przygotowany, by stawić czoła czekającym mnie okrutnym torturom. Powrót do mojej rodzinnej miejscowości trwał 18 godzin i straciłem rachubę, jak wiele razy zemdlałem z bólu, ale żaden z tych policyjnych bandytów nie okazał nawet cienia zainteresowania. Kiedy w końcu dotarliśmy na miejsce, było po drugiej w nocy. Czułem się tak, jakby krew w moim ciele zakrzepła – ramiona i nogi miałem opuchnięte i zdrętwiałe i nie mogłem się poruszać. Usłyszałem, jak jeden z policjantów mówi: „Chyba nie żyje”. Jeden z nich złapał za stalowy łańcuch i szarpnął nim do dołu z wielką siłą, sprawiając, że karbowane krawędzie wbiły się w moje ciało. Wytoczyłem się z samochodu i po raz kolejny zemdlałem z bólu. Policjanci kopali mnie tak długo, aż się ocknąłem, a potem wrzeszczeli: „Cholera! Próbujesz udawać trupa, co? Jak tylko odpoczniemy, dostaniesz za swoje!”. Potem siłą zaciągnęli mnie do celi w bloku śmierci, a na odchodne powiedzieli: „Załatwiliśmy tę celę specjalnie dla ciebie”. Gdy wciągali mnie do celi, kilku więźniów wybudziło się ze snu i tak bardzo wystraszyłem się ich paskudnych spojrzeń, że zaszyłem się w kącie, bojąc się poruszyć. Czułem się tak, jakbym znalazł się w piekle na ziemi. O świecie pozostali osadzeni zebrali się wokół mnie i patrzyli na mnie tak, jakbym był jakimś kosmitą. Nagle rzucili się na mnie i tak strasznie się wystraszyłem, że przykucnąłem na podłodze. Zamieszanie obudziło herszta więźniów w tej celi. Ledwie na mnie spojrzał i powiedział zimnym tonem: „Róbcie z nim, co chcecie, tylko nie zatłuczcie go na śmierć”. Osadzeni zareagowali na jego słowa tak, jakby były cesarskim edyktem. Ruszyli na mnie, by mnie pobić. Pomyślałem: „Teraz mam za swoje. Policjanci wsadzili mnie do celi śmierci, by więźniowie wykonali za nich czarną robotę – z premedytacją posyłają mnie na śmierć”. Byłem straszliwie przerażony i bezradny. Mogłem tylko powierzyć swoje życie Bogu i zaakceptować Jego planowe działania. Gdy już pogodziłem się z tym, że mnie pobiją, stało się coś nieprawdopodobnego. Usłyszałem, jak ktoś głośno krzyczy „Stać!”. Herszt więźniów podbiegł do mnie, podniósł mnie z ziemi i wpatrywał się we mnie tak długo, że wydawało mi się, że trwało to kilka minut. Byłem tak przerażony, że nawet nie odważyłem się odwzajemnić spojrzenia. „Co porządny facet taki jak ty robi w takim miejscu?” – zapytał. Gdy usłyszałem, jak do mnie mówi, przyjrzałem mu się i zdałem sobie sprawę, że był to znajomy mojego przyjaciela, którego poznałem dawno temu. On zaś zwrócił się do pozostałych osadzonych, mówiąc: „Ten człowiek jest moim przyjacielem. Jeśli ktoś go dotknie, będzie miał ze mną do czynienia!”. Następnie szybko wyszedł z celi, żeby kupić mi posiłek, i pomógł mi załatwić różne przybory toaletowe i artykuły codziennego użytku, które będą mi potrzebne w więzieniu. Później już żaden z pozostałych więźniów nie odważył się mnie zaczepiać. Wiedziałem, że wszystko, co się zdarzyło, było przejawem miłości Boga, i że to Bóg wszystko tak mądrze zaaranżował. Pierwotny zamysł policjantów był taki, że więźniowie będą mnie torturować bez litości, ale nie przyszło im do głowy, że Bóg zadziała poprzez herszta więźniów, by pomóc mi udaremnić ich plan. Byłem wzruszony do łez i mogłem tylko w sercu wychwalać Boga i wołać do Niego: „Dobry Boże! Dziękuję, że okazałeś mi swoje miłosierdzie! To Ty przyszedłeś mi z pomocą i sprawiłeś, że mój znajomy zaopiekował się mną, gdy byłem najbardziej przerażony, bezradny i słaby, pozwalając mi w ten sposób być świadkiem Twoich uczynków. To Ty mobilizujesz wszystkie rzeczy, by Ci służyły, tak aby ci, którzy w Ciebie wierzą, mogli na tym skorzystać”. W tamtej chwili moja wiara w Boga jeszcze się wzmocniła, ponieważ osobiście doświadczyłem Jego miłości. Mimo że zostałem wrzucony w paszczę bestii, Bóg mnie nie opuścił. Czegóż miałem się obawiać, skoro Bóg był przy mnie? Mój znajomy pocieszał mnie, mówiąc: „Nie smuć się. Bez względu na to, co zrobiłeś, nie mów im ani słowa, choćby cię mieli zabić. Ale musisz się psychicznie przygotować. Wiedz, że skoro wsadzili cię tutaj, do grupy więźniów oczekujących na egzekucję, to nie wypuszczą cię tak łatwo”. Słysząc słowa mojego znajomego, poczułem jeszcze wyraźniej, że Bóg prowadzi mnie w każdej chwili i to on przemawia przez mojego współwięźnia, aby ostrzec mnie przed tym, co ma nastąpić. W pełni przygotowałem się psychicznie i w duszy przyrzekłem sobie, że bez względu na to, jak te demony będą mnie torturować, nigdy nie zdradzę Boga! Następnego dnia pojawiło się kilkunastu uzbrojonych policjantów, którzy wyciągnęli mnie z aresztu niczym więźnia na egzekucję i wywieźli w jakieś odległe miejsce na prowincji. Budynek, do którego mnie przywieźli, znajdował się na terenie otoczonym wysokim murem. Miał rozległy dziedziniec i strzeżony był przez uzbrojonych po zęby policjantów. Na tabliczce na głównych drzwiach napisane było „Ośrodek szkolenia psów policyjnych”. W każdym pokoju pełno było rozmaitych narzędzi tortur. Wyglądało na to, że przywieźli mnie do jednego z tajnych ośrodków przesłuchań i tortur prowadzonych przez rząd KPCh. Gdy rozejrzałem się dookoła, włosy stanęły mi dęba i zacząłem trząść się ze strachu. Nikczemni funkcjonariusze kazali mi stać nieruchomo na środku dziedzińca, a potem wypuścili ze stalowej klatki cztery ogromne, groźnie wyglądające psy, wskazali na mnie i wydali rozkaz tej dobrze wyszkolonej, policyjnej sforze: „Bierz go!”. Psy natychmiast rzuciły się na mnie niczym wataha wilków. Byłem tak przerażony, że mocno zacisnąłem powieki. Zaczęło mi dzwonić w uszach, a w głowie poczułem pustkę – kołatała w niej tylko jedna myśl: „Boże! Proszę, ocal mnie!”. Nieustannie błagałem Boga o pomoc i po mniej więcej dziesięciu minutach czułem tylko, że psy łapią zębami za moje ubranie. Największy z nich stanął na tylnych łapach, opierając się o moje ramiona, obwąchał mnie, a potem polizał po twarzy, ale mnie nie ugryzł. Nagle przypomniałem sobie biblijną opowieść, w której prorok Daniel, został wrzucony do jamy wygłodniałych lwów za to, że czcił Boga, ale zwierzęta nie zrobiły mu krzywdy. Bóg był z nim i zesłał anioła, by zamknął paszcze lwom. Nagle wezbrała we mnie głęboka wiara wielkiej, która rozproszyła w moim sercu wszelki lęk. Miałem mocne przekonanie, że wszystko jest zaaranżowane przez Boga, a życie i śmierć człowieka są w Jego rękach. Poza tym, gdybym za swoją wiarę w Boga miał zostać zagryziony na śmierć przez wściekłe psy i umrzeć jako męczennik, byłby to dla mnie wielki zaszczyt i wcale bym nie narzekał. Gdy uwolniłem się od strachu przed śmiercią i byłem gotów oddać swoje życie, by nieść świadectwo o Bogu, po raz kolejny doświadczyłem wszechmocy i cudownych uczynków Boga. Tym razem policjanci podbiegli do psów i w totalnym ataku szału zaczęli histerycznie krzyczeć: „Bierz go! Bierz go!”. A jednak zdawało się, że te doskonale wyszkolone zwierzęta nagle przestały rozumieć polecenia swoich panów. Delikatnie podgryzały moje ubranie, lizały mnie po twarzy, a potem się rozbiegły. Niektórzy policjanci starali się zatrzymać psy i zmusić je, by jeszcze raz mnie zaatakowały, ale zwierzęta nagle się przestraszyły i rozproszyły we wszystkie strony. Gdy policjanci zobaczyli, co się dzieje, nie posiadali się ze zdumienia i mówili: „Ale dziwne, żaden z tych psów nie chce go ugryźć!”. Nagle przypomniały mi się następujące słowa Boga: „Serce i duch człowieka są w ręku Boga; Bóg ma też oko na wszystko, co dzieje się w ludzkim życiu. Bez względu na to, czy w to wierzysz czy nie, wszystkie bez wyjątku rzeczy, tak żywe, jak i martwe, będą przemieszczać się, zmieniać, odnawiać i znikać zgodnie z Bożym zamysłem. W ten właśnie sposób Bóg sprawuje kontrolę nad wszystkimi rzeczami” („Bóg jest źródłem ludzkiego życia” w księdze „Słowo ukazuje się w ciele”). „Bóg stworzył wszystkie rzeczy i sprawia, że całe stworzenie dostaje się pod Jego panowanie i poddaje się mu. Będzie rozkazywał wszystkim rzeczom, aby wszystkie one znalazły się w Jego rękach. Całe stworzenie Boga, włączając zwierzęta, rośliny, człowieka, góry i rzeki oraz jeziora – wszystko musi dostać się pod Jego panowanie. Wszystkie rzeczy w niebiosach i na ziemi muszą dostać się pod jego panowanie” („Sukces i porażka zależą od ścieżki, którą idzie człowiek” w księdze „Słowo ukazuje się w ciele”). Na podstawie własnego doświadczenia przekonałem się, że w prawdziwym życiu wszystkie rzeczy – bez względu na to, czy są żywe, czy nieożywione – podlegają zarządzeniom Boga i poruszają się oraz zmieniają stosownie do Jego myśli. Zaatakowany przez sforę policyjnych psów, byłem w stanie wyjść bez szwanku, ponieważ Bóg Wszechmogący zamknął im pyski i sprawił, że nie ważyły się mnie ugryźć. Byłem całkowicie przekonany, że stało się to dzięki niezmiernej mocy Boga i że Bóg objawił mi jeden ze swoich cudownych uczynków. Czy to bandyci z policji, czy ich wyszkolone psy, wszyscy musieli się poddać władzy Boga. Nikt nie może się postawić ponad suwerennością Boga. Bez wątpienia wpadłem w diabelskie łapy rządu KPCh i doświadczyłem próby podobnej do tej, jakiej poddany był prorok Daniel, dlatego że Bóg uczynił wyjątek i wywyższył mnie oraz obdarzył swoją łaską. Doświadczywszy wszechmocnych uczynków Boga, zacząłem w Niego wierzyć jeszcze mocniej i przyrzekłem walczyć z diabłem do samego końca. Przysięgłem, że będę wierzył w Boga i wielbił Go na wieki oraz przynosił Mu chwałę i cześć! Gdy policjantom nie udało się osiągnąć pożądanego celu przy użyciu specjalnie do tego wyszkolonych psów, zabrali mnie do pokoju przesłuchań. Powiesili mnie za kajdanki na ścianie i od razu poczułem rozdzierający ból nadgarstków, jakby ręce miały mi się oderwać od ciała. Duże krople potu zaczęły spływać mi po twarzy. Ale ci bandyci jeszcze nie skończyli i zaczęli zasypywać mnie kopniakami i uderzeniami. Gdy mnie bili, warczeli ze złością: „Zobaczmy, czy twój Bóg cię teraz uratuje!”. Bili mnie na zmianę – gdy jeden się zmęczył, zastępował go kolejny. Katowali mnie tak długo, aż od stóp do łów pokryty byłem siniakami i ranami, z których obficie płynęła krew. Tej nocy nie zdjęli mnie ze ściany i nie pozwalali mi zamknąć oczu. Kazali mnie pilnować dwóm swoim podwładnym wyposażonym w paralizatory. Kiedy tylko zamykałem oczy, razili mnie prądem, żebym nie zasnął. Torturowali mnie tak przez całą noc. Jeden z nich, gdy mnie bił, spojrzał na mnie świdrującym wzrokiem i krzyknął: „Kiedy pobiją cię tak, że zemdlejesz, wówczas ja pobiję cię tak, że znowu się ockniesz!”. Dzięki oświeceniu od Boga dokładnie wiedziałem, co się dzieje: szatan starał się wykorzystywać wszystkie możliwe rodzaje tortur, by sprawić, że zdradzę swoje ideały. Mieli torturować mnie tak długo, aż złamią mojego ducha i stracę kontrolę nad swoimi władzami umysłowymi, a wtedy być może wyjawię informacje, na których im zależało. Mogliby wtedy aresztować wybranych ludzi Boga, zakłócić dzieło Boga Wszechmogącego w dniach ostatecznych i zagrabić majątek Kościoła Boga Wszechmogącego, aby samemu się wzbogacić – takie były rozpasane ambicje ich zwierzęcej natury. Zacisnąłem zęby i wytrzymałem ból. Przyrzekłem sobie, że nie pójdę z nimi na kompromis, choćby miało to oznaczać, że będę tak wisieć do śmierci. Następnego dnia o świcie ciągle nic nie wskazywało, że zdejmą mnie ze ściany, a ja byłem już całkowicie wyczerpany; czułem, że wolałbym już raczej umrzeć i brakowało mi siły woli, by dalej żyć. Mogłem tylko wołać do Boga o pomoc, modląc się: „Boże! Wiem, że zasługuję na cierpienie, ale moje ciało jest takie słabe i naprawdę długo już nie wytrzymam. Dopóki jeszcze oddycham i jestem świadomy, pragnę cię poprosić, byś zabrał moją duszę z tego świata. Nie chcę stać się judaszem i Cię zdradzić”. Właśnie wtedy, gdy byłem na krawędzi załamania, Boże słowa po raz kolejny oświeciły mnie i poprowadziły: „»Przyjść dzisiaj w ciele to jak wpaść do jaskini tygrysów«. Słowa te oznaczają, że przychodząc obecnie na ziemię, stawia On czoła jeszcze większym niż wcześniej niebezpieczeństwom. Ten etap Bożego dzieła zakłada bowiem przyjście Boga w ciele, a ponadto narodziny w miejscu zamieszkania wielkiego, czerwonego smoka. Rzeczywistość, której stawia czoła, to noże, strzelby, pałki i kije; rzeczywistość, której stawia czoła, to pokusa; rzeczywistość, której stawia czoła, to tłumy ludzi o twarzach zdradzających mordercze zamiary. Cały czas grozi Mu to, że Go zabiją” („Dzieło i wejście (4)” w księdze „Słowo ukazuje się w ciele”). Bóg jest najwyższym władcą całego stworzenia – nieprawdopodobnym upokorzeniem było już to, że, aby nas zbawić, zstąpił pośród najgłębiej skażonych ludzi, ale oprócz tego musiał jeszcze znosić wszelkie możliwe prześladowania ze strony rządu KPCh. Cierpienie, jakiego doznaje Bóg, naprawdę jest ogromne. Jeśli Bóg wytrzymał cały ten ból i cierpienie, dlaczego ja nie mogłem poświęcić się dla Niego? Jedynym powodem, dla którego jeszcze żyłem, była Boża ochrona i opieka, bez których ta demoniczna banda już dawno zamęczyłaby mnie na śmierć. Mimo że w tej jaskini demonów owe potwory wykorzystały wszystkie metody, jakie miały na podorędziu, by zadawać mi okrutne tortury, to jednak Bóg był ze mną i za każdym razem, gdy przetrwałem kolejną rundę tortur, byłem świadkiem Jego cudownych uczynków, jak również Jego zbawienia i ochrony. Pomyślałem: „Bóg tyle dla mnie zrobił. Jak powinienem pocieszyć Jego serce? Skoro Bóg dał mi dzisiaj tę okazję, powinienem dalej żyć dla Niego!”. W tej właśnie chwili Boża miłość ponownie obudziła moje sumienie i w głębi serca poczułem, że muszę zadowolić Boga bez względu na wszystko. Powiedziałem sobie: „Cierpienie wraz z Chrystusem jest dla mnie zaszczytem!”. Widząc, że wciąż nie mam zamiaru mówić i nie błagam o litość, i bojąc się, że mogę umrzeć w tym ośrodku, nie wyjawiwszy żadnych informacji, co naraziłoby ich na gniew ich przełożonych, nikczemni policjanci przestali mnie bić. Następnie powiesili mnie na ścianie za kajdanki i zostawili w takiej pozycji na dwie doby. Panował wtedy przejmujący chłód. Byłem przemoczony do suchej nitki, moje ubranie było zbyt cienkie i nie zapewniało żadnej ochrony, a na dodatek nie jadłem od kilku dni, więc dokuczały mi zimno i głód – naprawdę nie mogłem już tego dłużej wytrzymać. Gdy byłem już na krawędzi załamania, ta banda policyjnych oprychów postanowiła wykorzystać moją słabość, by uknuć kolejny przebiegły spisek: sprowadzili psychologa, by spróbował zrobić mi pranie mózgu. Powiedział: „Jesteś jeszcze młody i masz na utrzymaniu swoje dzieci i swoich rodziców. Gdy cię tu przywieziono, twoi współwyznawcy, a zwłaszcza przywódcy twojego kościoła, nie okazali najmniejszego zainteresowania twym losem, jednak ty jesteś gotów cierpieć za nich. Nie sądzisz, że jesteś trochę naiwny? Ci policjanci nie mieli innego wyjścia jak tylko cię torturować…”. Słuchając jego kłamstw, pomyślałem sobie: „Czy gdyby moi bracia i siostry przyszli tu mnie odwiedzić, nie byłoby to równoznaczne z oddaniem się w ręce policji? Mówisz to tylko po to, by mnie oszukać, by zasiać niezgodę między mną a moimi braćmi i siostrami oraz sprawić, że źle zrozumiem Boga, będę Go obwiniał i Go porzucę. Nie dam się na to nabrać!”. Następnie przynieśli mi jedzenie i picie, próbując przypodobać mi się tą udawaną wielkodusznością. W obliczu nagłej „dobroci” tych bandytów, moje serce jeszcze bardziej zbliżyło się do Boga, ponieważ wiedziałem, że jest to chwila mojej największej słabości, a szatan jest gotów zaatakować, kiedy tylko nadarza się okazja. Moje doświadczenia podczas tych kilku ostatnich dni pozwoliły mi przejrzeć istotę rządu KPCh. Bez względu na to, jak udawał dobroć czy troskę, jego niegodziwa, reakcyjna i demoniczna istota pozostawała bez zmian. Szatańska strategia „doprowadzenia do przemiany poprzez pełne miłości współczucie” jedynie bardziej obnażyła głębię zdradliwego i kłamliwego usposobienia tego diabła. Bogu niech będą dzięki za to, że doprowadził mnie do przejrzenia przebiegłego spisku szatana. Psycholog ostatecznie niczego nie osiągnął, więc pokręcił głową i powiedział: „Nic z niego nie wyciągnę. Jest uparty jak osioł. To beznadziejny przypadek!”, po czym, zniechęcony, wyszedł. Gdy zobaczyłem, jak szatan ucieka pokonany, moje serce ogarnęła radość nie do opisania. Gdy ci nikczemni policjanci zauważyli, że łagodna taktyka nie przynosi oczekiwanych rezultatów, natychmiast ujawnili swoją prawdziwą naturę, po raz kolejny wieszając mnie na ścianie na cały dzień. Tej nocy, gdy tak wisiałem trzęsąc się z zimna, a ręce bolały mnie tak bardzo, jakby miały oderwać się od reszty ciała, w malignie myślałem, że rzeczywiście mogę tego nie przetrwać. Właśnie wtedy do pokoju weszło kilku funkcjonariuszy i znowu zacząłem się zastanawiać, jakiego rodzaju tortury zastosują wobec mnie tym razem. Ogarnięty słabością, po raz kolejny pomodliłem się do Boga, mówiąc: „Boże, wiesz, że jestem słaby i naprawdę nie mogę już tego wytrzymać. Proszę, zabierz moje życie już teraz. Wolałbym umrzeć, niż stać się judaszem i Cię zdradzić. Nie pozwolę na to, by przebiegły spisek tych demonów się powiódł!”. Policjanci wymachiwali swoimi pałkami, które miały prawie metr długości, a potem zaczęli uderzać mnie nimi w kolana i kostki. Bijąc mnie, niektórzy z nich zanosili się szaleńczym śmiechem, a inni próbowali mnie skusić, mówiąc: „Czyżbyś był masochistą? Nie popełniłeś żadnego poważnego przestępstwa, nikogo nie zamordowałeś ani niczego nie podpaliłeś. Po prostu powiedz nam, co wiesz, i ściągniemy cię z tej ściany”. Kiedy dalej milczałem, wpadli we wściekłość i zaczęli wrzeszczeć: „Czy myślisz, że wszyscy policjanci, którzy stoją teraz przed tobą, są niekompetentni? Przesłuchiwaliśmy niezliczonych więźniów z bloku śmierci i wszyscy przyznawali się do winy, nawet jeśli nie zrobili nic złego. Gdy każemy im mówić, zaczynają mówić. Czemu myślisz, że jesteś inny?”. Kilku z nich podeszło potem do mnie i zaczęli wykręcać mi nogi i boleśnie szczypać w talię, aż cały byłem pokryty sińcami. W niektórych miejscach szczypali mnie tak mocno, że aż leciała krew. Ponieważ wisiałem na tej ścianie już tak długo, byłem bardzo osłabiony, przez co ból wywołany ich bezprzykładnym biciem nasilił się do tego stopnia, że pragnąłem umrzeć. W tamtej chwili byłem kompletnie załamany – nie byłem w stanie już dłużej tego wytrzymać i w końcu zalałem się łzami. Gdy tak płakałem, w mojej głowie zalęgły się zdradliwe myśli: „Może po prostu powinienem im coś powiedzieć? Jeśli tylko nie sprowadzi to kłopotów na moich braci i moje siostry, a jedynie mnie oskarżą lub zostanę stracony, to niech tak będzie!”. Kiedy nikczemni policjanci zobaczyli, że płaczę, zanieśli się śmiechem i, bardzo zadowoleni z siebie, mówili: „Gdybyś już wcześniej coś powiedział, nie musielibyśmy cię tak bić”. Zdjęli mnie ze ściany i kazali mi położyć się na podłodze. Dali mi trochę wody i pozwolili chwilę odpocząć. Potem wzięli zawczasu przygotowane długopis i papier, i szykowali się do spisywania mojego zeznania. Gdy już miałem paść ofiarą kuszenia szatana i byłem o krok od zdradzenia Boga, Boże słowa po raz kolejny wyraźnie rozbrzmiały w mojej głowie: „Nie ulituję się więcej nad tymi, którzy nie dają Mi ani joty lojalności w chwilach udręki, bo Moja łaska jest ograniczona. Co więcej, nie lubuję się w nikim, kto Mnie kiedyś zdradził, a jeszcze mniej utożsamiam się z tymi, którzy wyprzedają dobra swoich przyjaciół. Oto jest Moje usposobienie, bez względu na to, kim taka osoba może być. Muszę powiedzieć wam: każdy, kto łamie Mi serce nie otrzyma mojej łaski po raz drugi, a każdy, kto jest Mi wierny, na zawsze pozostanie w Moim sercu” („Przygotuj dostatecznie wiele dobrych uczynków dla swego przeznaczenia” w księdze „Słowo ukazuje się w ciele”). W słowach Boga zobaczyłem Jego usposobienie, które nie toleruje wykroczeń, jak również zrozumiałem konsekwencje zdradzenia Boga. Zdałem też sobie sprawę z własnej buntowniczości. Moja wiara w Boga była o wiele za słaba, nie miałem żadnego rzeczywistego zrozumienia Boga, a tym bardziej nie byłem Mu prawdziwie posłuszny. Będąc kimś takim, niechybnie zdradziłbym Boga. Pomyślałem o tym, jak Judasz zdradził Jezusa za marne trzydzieści srebrników, i o tym, jak ja sam byłem w tej chwili gotów zdradzić Boga za odrobinę spokoju i wytchnienia. Gdyby nie oświecenie Bożych słów, które pojawiło się w odpowiednim czasie, stałbym się jednym ze zdrajców Boga i byłbym potępiony po wsze czasy! Zrozumiawszy wolę Boga, pojąłem, że Bóg zorganizował wszystko w najlepszy możliwy sposób. Pomyślałem: „Jeśli Bóg zezwoli na moje cierpienie lub na moją śmierć, jestem gotów się podporządkować i złożyć moje życie w ręce Boga. To nie ode mnie zależy decyzja. Dopóki oddycham, muszę robić wszystko, by zadowolić Boga i trwać przy świadectwie o Nim”. W tamtej chwili przyszedł mi na myśl kościelny hymn: „Moja głowa może pęknąć i może popłynąć krew, ale nie można stracić zapału ludu Bożego. Boże napomnienia spoczywają na sercu, postanawiam upokorzyć szatana” („Pragnę ujrzeć dzień chwały Boga” w książce „Podążaj za Barankiem i śpiewaj nowe pieśni”). Gdy nuciłem sobie ten hymn w duszy, moja wiara ponownie się umocniła i postanowiłem, że gdybym miał umrzeć, to umrę dla Boga. Bez względu na wszystko, nie mogę ulec temu staremu diabłu, rządowi KPCh. Widząc, że leżę na podłodze i się nie ruszam, nikczemni policjanci zaczęli mnie kusić, mówiąc: „Czy warto tak cierpieć? Dajemy ci tu szansę, byś zrobił coś dobrego. Powiedz nam wszystko, co wiesz. Nawet jeśli nic nie powiesz, mamy zeznania świadków i dowody, które wystarczą, by cię skazać”. Widząc, jak te żarłoczne demony próbują sprawić, bym zdradził Boga i wydał braci i siostry, rujnując tym samym Boże dzieło, nie mogłem już powstrzymać gotującej się we mnie wściekłości i krzyknąłem do nich: „Jeśli już wszystko wiecie, to chyba nie ma sensu mnie przesłuchiwać. Nawet gdybym wiedział wszystko, i tak nic nigdy bym wam nie powiedział!”. Funkcjonariusze odkrzyknęli z wściekłością: „Jeśli się nie przyznasz, zamęczymy cię na śmierć! Nie myśl, że wyjdziesz stąd żywy! Potrafiliśmy zmusić do mówienia wszystkich tych więźniów z bloku śmierci, myślisz, że jesteś twardszy od nich?”. Odpowiedziałem w następujący sposób: „Teraz, gdy jestem waszym więźniem, nie planuję wyjść stąd żywy!”. Jeden z policjantów ruszył na mnie bez słowa i kopnął mnie prosto w brzuch. Bolało tak bardzo, że miałem wrażenie, iż moje wnętrzności popękały. Widząc to, pozostali funkcjonariusze ruszyli na mnie i bili mnie tak długo, aż znowu straciłem przytomność… Kiedy się ocknąłem, zobaczyłem, że znów mnie powiesili, ale tym razem wisiałem jeszcze wyżej. Cały byłem opuchnięty i nie mogłem mówić, ale ponieważ Bóg mnie chronił, w ogóle nie odczuwałem bólu. Tamtej nocy większość funkcjonariuszy sobie poszła, a czwórka, której powierzono zadanie pilnowania mnie, zasnęła głębokim snem. Nagle moje kajdanki w cudowny sposób się otworzyły i opadłem lekko na podłogę. W tamtej chwili odzyskałem świadomość i od razu pomyślałem o tym, jak Piotr został ocalony przez anioła Pana, gdy był uwięziony. Łańcuchy opadły z rąk Piotra, a żelazna brama jego celi sama się otworzyła. To, że tak jak Piotr mogłem doświadczyć cudownych uczynków Boga, było wielkim wywyższeniem i łaską od Niego. Natychmiast uklęknąłem na podłodze i odmówiłem modlitwę dziękczynną do Boga: „Dobry Boże! Dziękuję Ci za łaskę i troskliwą opiekę. Dziękuję Ci za to, że nieustannie nade mną czuwasz. Gdy moje życie wisiało na włosku i groziła mi śmierć, potajemnie mnie strzegłeś. To Twoja wielka moc chroniła mnie i pozwoliła mi po raz kolejny być świadkiem twoich cudownych uczynków i wszechmocnej suwerenności. Gdybym sam tego nie doświadczył, nigdy bym nie uwierzył, że dzieje się to naprawdę!”. Przez moje cierpienie po raz kolejny byłem świadkiem Bożego zbawienia. Byłem głęboko poruszony i poczułem wszechogarniające ciepło. Chciałem opuścić to miejsce, ale byłem tak poraniony, że nie mogłem się ruszyć, więc po prostu zasnąłem na podłodze i dopiero o świcie policjanci obudzili mnie kopniakami. Gdy zobaczyli, że leżę na podłodze, zaczęli się między sobą kłócić, próbując ustalić, który z nich ściągnął mnie na ziemię. Każdy z czwórki funkcjonariuszy, którzy mieli pilnować mnie tamtej nocy, utrzymywał, że nie ma kluczyków do kajdanek. Podeszli do kajdanek i wpatrywali się w nie w osłupieniu – każdy z nich po kolei je oglądał, ale nie mogli znaleźć żadnego pęknięcia. Zapytali mnie, w jaki sposób kajdanki się otworzyły, a ja odpowiedziałem: „Same się otworzyły!”. Nie uwierzyli mi, ale w sercu wiedziałem, że to, co się stało, było przejawem wielkiej mocy Boga i jednym z Jego cudownych uczynków. Później, gdy zobaczyli, że jestem tak słaby, iż w każdej chwili mogę umrzeć, nikczemni policjanci nie odważyli się powiesić mnie z powrotem, więc wybrali inną formę dręczenia. Zaciągnęli mnie do innego pokoju i kazali mi usiąść na krześle tortur. Metalowa klamra zaciskała moją głowę i kark, a nogi i ramiona miałem przywiązane tak mocno, że nie byłem w stanie się poruszyć nawet na milimetr. W sercu modliłem się do Boga, mówiąc: „Boże! Wszystko podlega Twojej kontroli. Przeszedłem już kilka prób, w których znalazłem się na krawędzi śmierci, a teraz powierzam Ci siebie po raz kolejny. Jestem gotów współpracować z Tobą, aby trwać przy świadectwie o Tobie i upokorzyć szatana”. Gdy skończyłem się modlić, poczułem spokój i opanowanie, a lęk zupełnie mnie opuścił. Jeden z funkcjonariuszy włączył wtedy zasilanie, a jego podwładni patrzyli z zapartym tchem, czekając, aż porazi mnie prąd. Kiedy zobaczyli, że w ogóle nie reaguję, poszli sprawdzić połączenie. Ponieważ wciąż nic się nie działo mogli tylko patrzeć na siebie z niedowierzaniem. W końcu jeden z nich powiedział: „Może któryś z przewodów w krześle nie łączy”. Gdy to powiedział, podszedł do mnie i kiedy tylko dotknął mnie ręką, wydał przeraźliwy krzyk – został porażony prądem tak mocno, że odrzuciło go metr do tyłu i upadł na podłogę, wyjąc z bólu. Gdy kilkunastu pozostałych funkcjonariuszy zobaczyło, co się stało, wszyscy śmiertelnie się przestraszyli i w pośpiechu wybiegli z pokoju. Jeden z nich był tak przerażony, że poślizgnął się i wywrócił na podłogę. Minęła dłuższa chwila, zanim dwóch policjantów przyszło mnie rozwiązać, drżąc ze strachu, że ich też porazi prąd. W ciągu pół godziny, jakie spędziłem przywiązany do krzesła, ani przez moment nie czułem przepływu prądu elektrycznego. Czułem się tak, jakbym siedział na normalnym krześle. Po raz kolejny byłem świadkiem wielkiej mocy Boga i zyskałem głębokie poczucie Jego cudowności i dobroci. Nawet gdybym stracił wszystko, co mam, włączając w to moje życie, tak długo, jak Bóg był ze mną, miałem wszystko, czego potrzebuję. Po tym zdarzeniu nikczemni policjanci zabrali mnie z powrotem do aresztu. Cały pokryty byłem ranami, zadrapaniami i sinikami, a moje ramiona i nogi były potwornie opuchnięte – byłem zupełnie wycieńczony i nie mogłem nawet stanąć, usiąść ani jeść. Znajdowałem się na krawędzi załamania. Gdy współwięźniowie z mojej celi w bloku śmierci dowiedzieli się, że nikogo nie wydałem, spojrzeli na mnie inaczej i powiedzieli z uznaniem: „My tylko udajemy odważnych, ale ty jesteś prawdziwym bohaterem!”. Doszło do tego, że rywalizowali ze sobą, kto da mi jedzenie i coś do ubrania… Gdy nikczemni policjanci zobaczyli, jakie dzieło wykonał we mnie Bóg, nie odważyli się dalej mnie torturować, a nawet zdjęli kajdanki z moich rąk i nóg. Od tamtego czasu już nikt nie miał odwagi mnie przesłuchiwać. Policja wciąż jednak nie dała za wygraną i aby uzyskać ode mnie informacje na temat kościoła, podżegała innych osadzonych, by sprawili, że się poddam. Funkcjonariusze podburzali innych więźniów, mówiąc: „Tych, którzy wierzą w Boga Wszechmogącego, należy bić!”. Jednakże ku ich zaskoczeniu, jeden z osadzonych, który siedział za morderstwo, powiedział: „Nigdy nie zrobię tego, o co prosicie. Nie tylko ja go nie pobiję, ale nie zrobi tego nikt w tej celi! Wszyscy siedzimy tutaj, bo ktoś nas wydał. Gdyby wszyscy byli tak lojalni jak on, nikt z nas nie zostałby skazany na śmierć”. Inny z moich współwięźniów powiedział: „Zostaliśmy aresztowani, ponieważ każdy z nas zrobił coś potwornego. Zasługujemy na cierpienie. Ale ten facet tylko wierzy w Boga i nie popełnił żadnego przestępstwa, a jednak torturowaliście go tak, że własna matka by go nie poznała!”. Każdy z więźniów po kolei wyrażał swój sprzeciw wobec niesprawiedliwości, jaka mnie spotkała. Widząc, co się dzieje, policjanci nie chcieli, by sytuacja wymknęła się spod kontroli, więc, załamani i przygnębieni, nic już nie powiedzieli. W tamtej chwili pomyślałem o następującym fragmencie z Biblii: „Serce króla jest w rękach Jahwe jak rzeki wód: zwraca je, gdziekolwiek zechce” (Prz 21:1). Będąc świadkiem tego, jak Bóg sprawił, iż moi współwięźniowie przyszli mi z pomocą, byłem głęboko przekonany, że wszystko to jest dziełem Boga, a moja wiara w Niego jeszcze się umocniła. Kiedy ta strategia się nie powiodła, owi nikczemni policjanci uknuli jeszcze inny plan. Tym razem kazali naczelnikowi aresztu przydzielić mi najbardziej wyczerpujące prace: każdego dnia musiałem wykonać dwa pełne zwoje papierowych pieniędzy. Papierowe pieniądze to element chińskiego zwyczaju polegającego na tym, że ludzie palą pieniądze jako ofiarę dla zmarłych przodków. Jeden zwój papierowych pieniędzy wykonany jest z połączonych 1600 arkuszy folii aluminiowej i 1600 arkuszy łatwopalnego papieru. Wyznaczone mi normy były dwukrotnie wyższe niż w przypadku pozostałych współwięźniów, a ponieważ moje ramiona i nogi bolały mnie wtedy tak bardzo, że niemal nie byłem w stanie niczego podnieść ani utrzymać w dłoni, nie mogłem wyrobić swojej normy, nawet gdybym miał pracować przez całą noc. Policjanci wykorzystali to jako pretekst do tego, by wymierzać mi rozmaite kary cielesne. Zmuszali mnie do brania zimnych pryszniców przy minus dwudziestu stopniach Celsjusza; kazali mi pracować do późna albo pełnić wartę, wskutek czego nocami nigdy nie spałem dłużej niż trzy godziny. Jeśli przez dłuższy czas nie byłem w stanie wyrobić normy, spędzali wszystkich więźniów z mojej celi, wyprowadzali nas na dziedziniec, otaczali z bronią w ręku i kazali nam kucać z rękami założonymi z tyłu głowy. Gdy ktoś nie był w stanie utrzymać tej pozycji, razili go pałką elektryczną. Ci nikczemnicy robili wszystko, co w ich mocy, aby pozostali więźniowie znienawidzili mnie i zaczęli dręczyć. W obliczu tej sytuacji mogłem tylko zwrócić się do Boga w modlitwie: „Dobry Boże, wiem, że ci niegodziwi policjanci prowokują pozostałych więźniów, aby ci mnie znienawidzili i zaczęli torturować, żebym Cię zdradził. Jest to duchowa wojna! Boże! Bez względu na to, jak pozostali osadzeni będą mnie traktować, jestem gotów podporządkować się Twoim ustaleniom i planowym działaniom i modlę się, byś dał mi determinację, abym zniósł to cierpienie. Pragnę trwać przy świadectwie o Tobie!”. Po raz kolejny byłem potem świadkiem Bożych uczynków. Osadzeni w bloku śmierci nie tylko mnie nie znienawidzili, ale nawet zorganizowali w moim imieniu strajk, żądając, by funkcjonariusze o połowę zmniejszyli mi normę. Ostatecznie policja nie miała innego wyjścia, jak tylko przystać na żądania więźniów. Mimo że policjanci musieli zmniejszyć mi normę o połowę, wciąż mieli w zanadrzu inne metody. Kilka dni później w celi pojawił się nowy „więzień”. Był dla mnie bardzo miły, kupował mi wszystko, czego potrzebowałem, załatwiał mi jedzenie, pytał, jak się czuję, ale także wypytywał mnie o to, dlaczego zostałem aresztowany. Na początku nie widziałem w tym nic podejrzanego i powiedziałem mu, że wierzę w Boga i zostałem aresztowany za drukowanie materiałów religijnych. Wypytywał mnie o szczegóły mojej działalności związanej z drukiem książek i gdy zobaczyłem, jak ciągle zasypuje mnie pytaniami, zacząłem czuć się nieswojo i pomodliłem się do Boga: „Dobry Boże, wszyscy otaczający nas ludzie oraz wszystkie rzeczy i sytuacje wokół nas istnieją, bo Ty na to pozwoliłeś. Jeśli ten człowiek jest donosicielem przysłanym przez policję, proszę, byś ujawnił mi jego prawdziwą tożsamość”. Gdy skończyłem się modlić, trwałem w milczeniu przed obliczem Boga i przypomniał mi się fragment Jego słów: „W Mej obecności pozostańcie cisi i żyjcie zgodnie z Mym słowem, a w duchu zaprawdę pozostaniecie uważni i wykorzystacie umiejętność rozróżniania. Gdy szatan przybędzie, natychmiast będziecie potrafili mieć się przed nim na baczności i wyczujecie jego nadejście; w waszym duchu pojawi się prawdziwy niepokój” (Rozdział 19 „Wypowiedzi Chrystusa na początku” w księdze „Słowo ukazuje się w ciele”). Ciągle rozmyślałem nad pytaniami zadawanymi mi przez tego rzekomego „nowego więźnia” i zdałem sobie sprawę, że wszystkie dotyczyły dokładnie tego, czego chciała dowiedzieć się ode mnie policja. W tamtej chwili poczułem się tak, jakbym zbudził się ze snu: był to kolejny spisek nikczemnych policjantów, a ów człowiek był donosicielem. Ów „więzień” zauważył, że nagle stałem się małomówny, i zapytał mnie, czy dobrze się czuję. Odpowiedziałem, że czuję się świetnie, a potem, stanowczo i z poczuciem słuszności, powiedziałem: „Pozwól, że oszczędzę ci kłopotów i powiem ci, że tracisz czas. Nawet gdybym wiedział wszystko, i tak nic bym ci nie powiedział!”. Wszyscy pozostali osadzeni pochwalili moje zachowanie, mówiąc: „Wszyscy moglibyśmy się uczyć od was, wierzących. Naprawdę macie charakter!”. Donosiciel nie wiedział, co ma na to odpowiedzieć, i ulotnił się dwa dni później. Przetrwałem w tym areszcie rok i osiem miesięcy. Mimo że ci policyjni oprawcy robili wszystko, co możliwe, by utrudnić mi życie, Bóg sprawił, że zaopiekowali się mną więźniowie z bloku śmierci. Ich herszt został później przeniesiony i więźniowe wybrali mnie na jego miejsce. Gdy ktokolwiek z osadzonych miał kłopoty, robiłem, co mogłem, by mu pomóc. Powiedziałem współwięźniom: „Jestem jednym z wierzących w Boga. Bóg wymaga od nas, byśmy posiadali człowieczeństwo. Mimo że jesteśmy w więzieniu, dopóki żyjemy, dopóty musimy urzeczywistniać człowieczeństwo”. Gdy to powiedziałem, osadzeni w bloku śmierci przestali znęcać się nad nowymi więźniami. Sama nazwa „cela numer siedem” budziła niegdyś przerażenie w sercach osadzonych, ale teraz, za mojej kadencji, stała się celą cywilizowaną. Wszyscy więźniowie mówili: „Ci ludzie z Kościoła Boga Wszechmogącego są w porządku. Jeśli kiedykolwiek sąd wyjdziemy, z pewnością zaczniemy wierzyć w Boga Wszechmogącego!”. Moje doświadczenie w areszcie przypomniało mi historię Józefa. Gdy był uwięziony w Egipcie, Bóg był z nim, obdarzał go łaską i wszystko szło po myśli Józefa. Podczas swojej odsiadki działałem wyłącznie zgodnie z wymogami Boga i podporządkowałem się Jego zrządzeniom i planowym działaniom. Bóg był więc ze mną i na każdym kroku pozwalał mi uniknąć nieszczęścia. Z głębi serca dziękowałem Bogu za łaskę, jaką mnie obdarzył! Później, bez cienia dowodów, rząd KPCh sfabrykował zarzuty i skazał mnie na trzy lata więzienia bez możliwości wcześniejszego zwolnienia. Więzienie opuściłem dopiero w 2009 roku. Gdy mnie zwolniono, wciąż znajdowałem się pod ścisłą obserwacją lokalnej policji i musiałem być na każde jej zawołanie. Każdy mój ruch był kontrolowany przez rząd KPCh, więc byłem pozbawiony jakiejkolwiek osobistej wolności. Musiałem uciec z rodzinnej miejscowości i wypełniać swoje obowiązki gdzie indziej. Co więcej, ponieważ byłem wierzący, rząd KPCh odmówił rozpatrzenia wniosków meldunkowych mojej rodziny (wnioski moich dwóch synów nie zostały rozpatrzone po dziś dzień). Dzięki temu jeszcze wyraźniej zrozumiałem, że życie pod rządami KPCh to piekło na ziemi. Nigdy, ale to przenigdy nie zapomnę okrutnych tortur, jakie zadał mi rząd KPCh. Gardzę nim całym sobą i wolałbym raczej umrzeć, niż tkwić w jego niewoli. Całkowicie się go wyrzekam! Opisane powyżej doświadczenie pozwoliło mi o wiele lepiej zrozumieć Boga. Byłem świadkiem Jego mądrości i wszechmocy oraz istoty Jego dobroci. Przekonałem się też, że bez względu na to, jak bardzo demoniczny rząd KPCh prześladuje wybranych ludzi Boga, wciąż znajduje się w służbie Bożego dzieła i jest dla Boga tylko narzędziem kontrastu. Rząd KPCh jest i zawsze będzie pokonanym wrogiem Boga. W chwilach rozpaczy cudowna Boża opieka ocaliła mnie tyle razy, pozwalając mi uwolnić się ze szponów szatana i odzyskać życie, gdy byłem na krawędzi śmierci; tyle razy Boże słowa przynosiły mi pociechę i ożywiały mnie, stawały się moją podporą i oparciem, gdy byłem najsłabszy, pozwalając mi przekroczyć ograniczenia ciała i wyrwać się z objęć śmierci; tyle razy, gdy byłem już u kresu sił, życiodajna moc Boga dawała mi wsparcie i siłę, by żyć dalej. Jest dokładnie tak, jak mówią słowa Boga: „Siła życiowa Boga potrafi pokonać każdą moc, a ponadto przewyższa każdą moc. Jego życie jest wieczne, Jego moc nadzwyczajna, a Jego siły życiowej nie może pokonać żadne stworzenie ani wroga siła. Siła życiowa Boga istnieje i jaśnieje blaskiem, bez względu na czas i miejsce. Niebo i ziemia mogą podlegać wielkim zmianom, ale życie Boże pozostaje niezmienne. Wszystko przemija, ale życie Boże wciąż trwa, bo Bóg jest źródłem istnienia wszystkich rzeczy i korzeniem ich istnienia” („Tylko Chrystus dni ostatecznych może dać człowiekowi drogę wiecznego życia” w księdze „Słowo ukazuje się w ciele”). Wszelka chwała niech będzie wszechmogącemu, prawdziwemu Bogu!
Wstałem z wersalki i poszedłem do kuchni, aby poszukać sznurka, paska, może odkręcić gaz, wiedziałem, że nie chcę żyć. Było około godz. 23. W drodze z pokoju do kuchni zrobiłem kilka kroków. I nagle… Urodziłem się w rodzinie uważanej za katolicką. Otrzymałem wszystkie sakramenty. Od dzieciństwa Bóg był mi przedstawiany jako sędzia, który karze za nasze złe uczynki a za dobre wynagradza. Budził we mnie bardziej lęk aniżeli miłość, bo nigdy od Niego nic dobrego nie dostałem (tak mi się wtenczas wydawało), a życie moje nie było szczęśliwe. Raczej zawsze próbowałem się przed Nim chować, a nie Go szukać. Często bałem się Go spotkać, aby przypadkiem czegoś mi nie kazał, albo czegoś nie zabronił. Bo wiadomo - jak mi coś będzie kazał, to będzie się wiązało z jakimś wyrzeczeniem, dyskomfortem, to raczej pogorszy mi się w życiu, a nie polepszy. Odkąd pamiętam, mój ojciec nadużywał alkoholu. Często z tego powodu wybuchały w domu kłótnie, awantury. Będąc w wieku około 5 lat przyglądałem się rodzinom moich rówieśników z tak zwanych „normalnych” rodzin i zapragnąłem mieć właśnie taką kochającą się rodzinę. Babcia mówiła mi, że Bóg może spełniać nasze prośby, więc prosiłem Go sercem dziecka, aby ojciec przestał pić, aby nie było kłótni w domu, aby tata był ze mną, abym był kochanym dzieckiem. Niestety, po paru moich modlitwach zobaczyłem, że nic się nie zmienia moja sytuacja w rodzinie, ojciec jak pił tak pije, bieda jak była tak i jest itd. Wniosek przyszedł szybko (...). Bóg mnie nie słucha. Bóg nie spełnia próśb. Bóg się mną nie interesuje, Bogu też na mnie nie zależy. Bóg jeśli jest, to mało Go obchodzę. Muszę sobie radzić w życiu sam i nikogo nie potrzebuję. Sakramenty Komunii świętej oraz bierzmowania przyjąłem bez wiary, bez wewnętrznej potrzeby oraz wiedzy, o co tak naprawdę w przyjmowaniu sakramentów chodzi. Inni je przyjmowali, to ja też, właśnie żeby nie być innym. Lecz moje serce wcale do Boga się nie zbliżyło a przynajmniej tego nie odczułem i zdanie o Nim pozostało podobne jak w dzieciństwie. Jeśli chodziłem do kościoła, to pod przymusem ze strony katechety, mamy, nakazu, bojaźni przed karą Bożą, a nie z własnego wyboru. W kościele czasem byłem (dla tradycji), ale na Mszy świętej raczej myślami, duchowo, nieobecny. Sąsiedzi uważali nas za katolicką rodzinę. Tak mijały lata bez Boga, bez spowiedzi. Ożeniłem się mamy dwójkę dzieci. Pracując zawodowo, układało się nam wspaniale, ale do czasu. Spotkałem kiedyś człowieka z innej kultury, który zapytał mnie, czy wierzę w Jezusa i czy jestem katolikiem. Trochę zaskoczony pytaniem, trochę przestraszony, na dwa pytania odpowiedziałem negatywnie (czyt. zaparłem się Boga). Po chwili pomyślałem: „ale ze mnie żenada” - nawet nie przyznałem się, że jestem ochrzczony, po Komunii, bierzmowany, ślub kościelny. I od tej chwili, od tamtego momentu, z perspektywy czasu dostrzegam, że Jezus wziął się za robotę. Wspaniałą pracę, którą miałem od kilku lat (czyt. dobrze płatną i nie męczącą), straciłem w chwilę (podczas nieobecności urlopowej). W gospodarstwie domowym zaczęło nam brakować pieniędzy, aby żyć na dotychczasowym poziomie, więc zaciągnąłem ogromny kredyt, którego nie mogliśmy spłacić. Po czasie pieniądze się skończyły. Nie widziałem wyjścia z sytuacji, nawet małego światełka. Pewnego wieczoru kupiłem alkohol, aby się upić. Miałem nadzieję, że smutki może staną się lżejsze do zniesienia. W domu byłem wtedy sam. Po upiciu się, myśli w mojej głowie stały się koszmarnie złe (ktoś „mi myślał”, czyt. zły duch). Zły zaczął mi przypominać wszystkie tragiczne momenty w moim życiu. Jakby patykiem rozdrapywał zagojone, zapomniane rany. Przypominał sytuacje z mojego życia, aby pokazać, jaki jestem do niczego, niekochany, wyśmiewany, nie potrafiący wyżywić rodziny, niechciany, nic dobrze nie potrafiący zrobić, bez talentów, jedno wielkie dno, nie zasługujące na czyjąkolwiek miłość lub szacunek. I ja w głębi serca przyznawałem temu rację. Powodowało to ogromny ból, ból mojej duszy, taki ból, że jedyną ucieczką od niego wydawała się śmierć, a właściwie pewność, że śmierć to najlepsze rozwiązanie. Zacząłem robić wyrzuty Bogu bez nadziei, że mi odpowie: - Dlaczego moje życie jest takie popaprane? Nie takie, jak mają inni, nie takie, jakbym chciał? Nie było odpowiedzi. Po około godzinie takich rozmyślań i płaczu byłem zdecydowany. Wstałem z wersalki i poszedłem do kuchni, aby poszukać sznurka, paska, może odkręcić gaz, wiedziałem, że nie chcę żyć. Było około godz. 23. W drodze z pokoju do kuchni zrobiłem kilka kroków. I nagle… Wszechogarniający Pokój… /jest mi tak bezpiecznie, niczego się nie boję/
jak bóg przyszedł do mnie